Rymasz Rymasz
1464
BLOG

"Miasto 44". Premiera.

Rymasz Rymasz Kultura Obserwuj notkę 22

Stadion Narodowy. 30 lipca 2014, godzina 21:10.

Najpierw przez kilka minut męczył publiczność trębacz trąbiący z playbacku. Potem pan Marek Kondrat odczytał fragment przemówienia prezydenta Starzyńskiego, przywitał zacnych gości i wyczytał listę sponsorów, ze szczególnym naciskiem na sponsora, który sponsoruje również pana Marka Kondrata.

 

Potem reżyser, Jan Komasa, tłumaczył, że to film po to, żebyśmy się przestali wstydzić. A na koniec dwie panie śpiewały z playbacku. I wreszcie zaczęła się projekcja.

 

Film rozpoczyna wyliczanka sponsorów, których wcześniej wymienił pan Kondrat. Chwilę potem, dzięki nachalnemu „product placementowi” poznajemy kolejnego sponsora – fabrykę słodyczy.

Zaczyna się spokojnie. Migawki z życia Warszawy pod niemiecką niewolą pokazują miasto i ludzi funkcjonujących w zasadzie normalnie, z elementami przemocy, okrucieństwa i bezwzględności okupanta, pojawiającymi się zaledwie w tle. Jest wojna, Niemcy rządzą za pomocą nieludzkich represji, ale nie one wysuwają się na pierwszy plan. Wisielcy i zapowiedzi kolejnych egzekucji niewinnych cywilów są w tle. Ale są.

 

Prawdziwa wojna i terror zaczynają się wtedy, gdy powstańcy ruszają do boju. Beztroskie nastolatki, uzbrojone w dobre chęci i entuzjazm, prowadzone na rzeź wykonywaną za pomocą karabinów maszynowych, dział, czołgów, bomb. Katastrofalne nieprzygotowanie oddziałów do walki, ich zerowa wartość bojowa, cynizm dowódców, każących walczyć z uzbrojonym po zęby wrogiem gołymi rękami – to właśnie widać w filmie. Brutalne zetknięcie z rzeczywistością pola bitwy, krótka euforia, gdy wróg po pierwszym ataku przeformowując szyki pozwolił na chwilę wytchnienia, a potem narastająca z każdą chwilą gorycz, poczucie bezsensu, obezwładniająca bezradność wobec ogromu okrucieństwa i przede wszystkim poczucie klęski. Wszystko to prowadzi do katatonii, szaleństwa i śmierci. Powstanie Warszawskie to była klęska niewiarygodna. Tym bardziej przerażająca, że wywołana na zamówienie. Dowódcy AK którzy wykreowali to pandemonium powinni być obiektem powszechnej pogardy. A Okulicki i Chruściel są patronami ulic… Niewiarygodne!

 

Walki uliczne są pokazane w realistycznie hollyłudzkim stylu  a’la „Szeregowiec Ryan” (na mój gust za dużo benzyny przy wybuchach pirotechnicy podpalali, ale taka konwencja, co robić). Realizatorsko i montażowo jest sprawnie. Jan Komasa ma talent, zgrabnie naśladuje swoich dysponujących dużo lepszymi budżetami kolegów po fachu. Tyle, że przytrafiają mu się nieprawdopodobnie idiotyczne sceny, jak ta z pierwszym pocałunkiem dwójki głównych bohaterów pośród krążących wokół nich pocisków. Fabuła w skrócie, to banalny romans nastolatków w całkowicie niebanalnych okolicznościach. Banalna jak "Romeo i Julia" innymi słowy. Za to te niebanalne okoliczności pokazane jak należy.

 

Wędrujemy szlakiem bojowym batalionu Parasol. Mamy zatem Wolę, pierwsze ataki, chwilową euforię, a potem odwet i rzeź Woli, pokazaną tak, żeby bolało. Bardzo bolało. A potem boli już do końca. Masakra na Starym Mieście. Psychodeliczne kanały. Niewiarygodna tragedia cywilów. Beztroska powstańców. Chwila wytchnienia w Śródmieściu i kolejna masakra. Desperacka walka, bezlitośni siepacze Dirlewangera. Śmierć, śmierć, śmierć. Umierają ludzie, umiera miasto. Tragedia, klęska, Czerniaków, koniec.

Koniec Polski. Zresztą po tym, gdy ruska hołota stanęła na brzegu Wisły wiadomym było, że Polska niepodległości nie odzyska. Że ta ofiara całopalna sensu nie ma.

Bestialstwo niemieckich bandytów pokazane bez usprawiedliwień i moralnych rozterek. Zachowanie doprowadzonych do skrajności ludzi również. Idiotyczna brawura, dezynwoltura, panika, strach, depresja. Jest wszystko, bez upiększeń.

 

Czy młodzi ludzie dla których film jest przeznaczony zobaczą te właśnie okoliczności, czy skupią się na konsumpcji młodzieńczego uczucia wśród wybuchów, która to scena znów była nie dla mnie?

 

Nie wiem. Zmontowane z odświeżonych powstańczych kronik (w „Mieście 44” jest stosowne nawiązanie) „Powstanie warszawskie” Komasy sprawiło, że uroniłem łzę podczas seansu.

„Miasto 44” Komasy sprawia, że zastanawiam się czemu nizać tak dobre sceny na tak wątłą nić fabuły.

Dużo, naprawdę dużo w tym filmie prawdy o powstaniu.

Tylko czemu tak właśnie?

Ale może to Komasa rozumie młodych ludzi (30 lat ledwie przecież!) i z tym przekazem do nich dociera dzięki takiej właśnie fabule i formie, dla mnie, czterdziestokilkulatka, niezrozumiałej.

 

Wiele w tym filmie doceniam. Ale też i wiele nie rozumiem.

 

Chaotyczna recenzja mi się napisała, ale taką właśnie zostawię, bez redakcji. Bo tak się po projekcji tego filmu czuję.

Rymasz
O mnie Rymasz

Motto: "To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje" John Steinbeck "Tortilla Flat"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura